Trudne słówko: personifikacja kontra personalizacja
Dzisiejszy wpis zainspirowany został jednym z językowych blogów, gdzie autor słusznie przestrzega – przede wszystkim polityków – przed używaniem słów obcojęzycznych, których znaczenia się nie zna. Żeby nie być gołosłownym, bloger przytacza wypowiedź jednego z prominentnych działaczy partyjnych, który zarzucił dziennikarce personifikację… w znaczeniu uzależnienia od listy nazwisk – domagania się, aby rozmówca wskazał konkretne osoby, które obejmą dane stanowiska.
Choć personifikację łączy jednak z personalizacją wspólne pochodzenie: łacińskie słowo „persona” oznaczające osobę, to wyrazów tych nie można nigdy stosować zamiennie, o czym dany polityk najwyraźniej zapomniał. Użyte przez niego słowo personifikacja funkcjonuje jedynie jako określenie środka artystycznego wyrazu stosowanego przede wszystkim w poezji, którego synonimem jest „uosobienie”.
Z lekcji języka polskiego możemy przypomnieć sobie, że chodzi tu o przypisywanie albo zwierzętom, albo przedmiotom cech typowych dla ludzi. Pojęciem powiązanym, choć nie synonimem będzie tu tzw. ożywienie – warto sprawdzić, na czym polega różnica. Mianem personifikacji określimy też „postać uosabiającą coś” („Były premier jest dla niektórych personifikacją wszelkiego zła…”).
Czym z kolei jest personalizacja? W tym przypadku tradycyjnie mamy na myśli podkreślenie roli i znaczenia ludzkiej osoby („personalizacja władzy”). Obecnie jednak na pojęcie to natrafimy przede wszystkim w dwóch dziedzinach: informatyki i marketingu. W obu obszarach będziemy mieć na myśli to samo: nadanie czemuś charakteru osobistego, dostosowanie do potrzeb odbiorcy/użytkownika. Mamy więc np. personalizację stron internetowych (dostosowanie ich funkcji i wyglądu), dokumentów (naniesienie na nich danych posiadacza) czy oferty produktów i usług (wykonanie wszystkich czynności bazujących na posiadanej wiedzy o kliencie mających na celu jak najlepsze dopasowanie asortymentu do oczekiwań).