Kto jest właścicielem praw autorskich do wytworów sztucznej inteligencji?
SPIS TREŚCI
Wprowadzenie
Wraz ze wzrostem liczby utworów generowanych przez AI pojawia się wiele nowych wyzwań dla przedsiębiorstw i specjalistów, którzy na co dzień zajmują się własnością intelektualną. Projekty graficzne, obrazy, zarówno fotorealistyczne, jak i stylizowane, teksty oparte na faktach, fikcyjne, a nawet poezja mogą być generowane za pomocą aplikacji specjalistycznych lub ogólnodostępnych w Internecie. Chociaż wszyscy, w tym osoby pracujące w Skrivanku, są zachwyceni perspektywą nieograniczonych możliwości oferowanych przez tę nową technologię, nie została ona jeszcze prawnie uregulowana. Ma to poważne konsekwencje, zwłaszcza dla przedsiębiorstw lub freelancerów, którzy chcieliby korzystać z treści generowanych przez AI w swojej działalności zawodowej, a także dla zwykłych użytkowników zainteresowanych dzieleniem się treściami, które stworzyli. Czy wygenerowali? A może podpowiedzieli AI, aby je stworzyła lub wygenerowała?
W czym tkwi więc problem? Użytkownik daje AI podpowiedź, co ma wygenerować, i AI generuje „coś”. Następnie użytkownik bierze to „coś” i robi z tym, co mu się podoba, prawda? No cóż, nie jest to takie proste. Jak zawsze, gdy coś musi być regulowane przez prawo. Tradycyjna sztuka – książki, obrazy, muzyka, ale także jej bardziej współczesne formy, takie jak fotografie lub programy komputerowe – jest chroniona prawami autorskimi. Koncepcja prawa autorskiego (autorskie prawa majątkowe i autorskie prawa osobiste są zupełnie odrębnymi zagadnieniami, którym można poświęcić oddzielny artykuł) zakłada wyłączne „prawo” do korzystania z dzieł lub rozporządzania nimi oraz do czerpania korzyści z takiego korzystania lub rozporządzania. Prawo to, dopuszczające pewne szczególne i ważne wyjątki, które zostaną tu omówione, przysługuje autorowi danego utworu. Autor może jednak przyznać prawa autorskie w całości lub w części innym osobom – co w żargonie prawniczym powszechnie nazywamy udzieleniem licencji. Może je również przenieść w całości na kogoś innego – wówczas „traci” swoje prawa, oddając je innej osobie (zazwyczaj za opłatę lub w ramach umowy o pracę).
Biorąc powyższe pod uwagę, możemy mylnie uznać problem za bardzo prosty. Musimy po prostu upewnić się, kim jest „autor” dzieła sztuki wygenerowanego przez AI, i po kłopocie. Sprawa zakończona. Jeżeli będziemy wiedzieli, do kogo należało prawo autorskie w momencie stworzenia utworu, pozwoli to nam na prześledzenie ewentualnych przeniesień tego prawa i będziemy mogli stwierdzić, czy korzystanie z niego jest legalne, czy też nie, oraz czy wniesiono jakieś roszczenia w stosunku do utworu.
„Dzieło” a ochrona wynikająca z prawa autorskiego
W praktyce okazuje się jednak, że to zagadnienie jest dużo bardziej złożone. W przepisach i doktrynie prawnej dotyczących własności intelektualnej ogólnie przyjmuje się, że dany utwór musi spełniać kilka wymagań, aby można było uznać, że jest chroniony prawami autorskimi. Sytuacja różni się oczywiście w zależności od jurysdykcji, ale podstawowe zasady są podobne. „Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór)” – zgodnie z definicją zawartą w Ustawie z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Najważniejszymi dla naszych celów sformułowaniami w tej definicji są słowa: „o indywidualnym charakterze” i „przejaw działalności twórczej”. Przejaw działalności twórczej w tym kontekście oznacza zasadniczo „coś oryginalnego” lub „nowego”, które to pojęcia nie stanowiłyby same w sobie tak wielkiego wyzwania. Określenie „o indywidualnym charakterze” jest jednak trochę bardziej problematyczne. Powszechnie interpretuje się je jako oznaczające coś nierozerwalnie związanego z indywidualnym charakterem autora. Jest tradycyjnie wiązane z człowieczeństwem autora, jego osobowością i indywidualnymi cechami, na skutek czego prace stworzone przez tę osobę są inne od prac innych autorów – nawet jeśli tematy lub ogólne koncepcje utworów są takie same. Z uwagi na wymóg indywidualności powszechnie uznaje się również, że jedynie osoby fizyczne mogą być „autorami” i tylko one mogą być pierwotnymi posiadaczami praw autorskich do utworów stworzonych przez siebie – przy czym ważne jest, że takie prawa mogą zostać przeniesione „bezpośrednio” na osobę trzecią (np. pracodawcę, gdy pracownik tworzy coś w ramach zatrudnienia i w związku z nim). W ten sposób osoby prawne, takie jak spółki, na ogół w pierwszej kolejności wchodzą w posiadanie praw autorskich do swojej własności intelektualnej.
Aby dopełnić tę definicję, należy wziąć pod uwagę jeszcze jedną ważną informację, a mianowicie to, czego nie uznaje się za chronione prawem autorskim. Należy ponownie przywołać polskie ustawodawstwo: „Ochroną objęty może być wyłącznie sposób wyrażenia; nie są objęte ochroną odkrycia, idee, procedury, metody i zasady działania lub koncepcje matematyczne”. Tę samą zasadę, podobnie sformułowaną, można znaleźć w innych jurysdykcjach (np. w ustępie 102(b) Ustawy o prawie autorskim obowiązującej w USA).
Różne możliwości
Przyjrzyjmy się teraz, co to wszystko oznacza w praktyce i w kontekście utworów generowanych przez AI. Ten problem nie jest jeszcze rozwiązany, gdyż nie ma przepisów regulujących status prawny tego rodzaju utworów i praw autorskich do nich. Istnieją jednak pewne opinie na temat tego, jak „powinien wyglądać” ich status w oparciu o obecnie istniejące przepisy.
Po pierwsze – interpretacja najbardziej przyjazna dla użytkownika. Aplikację AI powinno się traktować tak, jak każde inne narzędzie, które można wykorzystywać do tworzenia dzieła sztuki. AI należałoby zatem traktować zasadniczo w tym kontekście tak, jak pędzel malarza lub pióro pisarza. Użytkownik, który zleca AI wygenerowanie czegoś, posiadałby wówczas prawo autorskie do utworu stworzonego w ten sposób jako autor pomysłu lub koncepcji stanowiących podstawę utworu.
Takie podejście jest oczywiście niezwykle korzystne dla użytkowników. Gdyby ktoś skorzystał z takich aplikacji jak np. Midjourney, Smashinglogo lub ChatGPT, aby wygenerować treść, „posiadłby” pełne prawa do tej treści, mógłby z niej czerpać korzyści finansowe i zgłaszać roszczenia wobec innej osoby korzystającej z niej bez jego zgody. W takiej sytuacji opcje modeli biznesowych firm technologicznych tworzących takie aplikacje lub właścicieli stron internetowych je udostępniających byłyby ograniczone, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że niektóre jurysdykcje (w tym jurysdykcja polska) ustanawiają ograniczenia co do form, w jakich można dokonać całkowitego przeniesienia praw autorskich lub udzielenia wyłącznej licencji na korzystanie z praw autorskich – w Polsce jest to na przykład forma pisemna (z podpisami odręcznymi lub certyfikowanym podpisem elektronicznym). Jest to jednak zasada znacznie mniej uniwersalna od zasady omówionej powyżej. Warunki użytkowania, które stanowią inaczej, byłyby nieważne, gdyby wprowadzano je tylko na zasadzie zaznaczenia pola wyboru na stronie internetowej.
Istnieje jednak pewien poważny problem. Jak już wcześniej wspomniano, polecenie wydane przez użytkownika aplikacji, niezależnie od intencji i celów, jest tylko ogólnym pomysłem lub koncepcją. Innymi słowy – jest to coś wyraźnie wyłączonego z ochrony praw autorskich w większości jurysdykcji. Wobec faktu, że w ostatecznym utworze nie widać indywidualnego charakteru użytkownika, gdyż „sposób wyrażenia” jest w całości dziełem AI, niezmiernie trudno jest objąć taki utwór przedstawioną interpretacją po zrozumieniu zasad dotyczących ochrony praw autorskich. Samo zlecenie może być chronione prawem autorskim, jeśli oddaje ono „indywidualny charakter” użytkownika i jest „przejawem jego działalności twórczej”, a tym samym może stanowić własność użytkownika. Co w takim razie z końcowym produktem wygenerowanym przez AI? Wydaje się, że istnieją silniejsze argumenty za nieuznawaniem go za własność użytkownika.
Po drugie – własność utworu w kontekście stosunku zatrudnienia. Podejście to obejmuje dwa główne aspekty, które ostatecznie prowadzą do tego samego praktycznego wniosku. Główną ideą, na której opiera się ta teoria, jest stwierdzenie, że tak czy inaczej prawo autorskie do treści wygenerowanej przez aplikację AI należy do właściciela lub twórcy (w zależności od przypadku) tej aplikacji. Rozróżnienie to byłoby ważne dla teorii prawnej (czy prawa powstają po stronie obecnego właściciela, czy też po stronie programisty), ale jest mniej istotne w praktyce. W praktyce pracownicy firm technologicznych lub freelancerzy „piszą kod” niezbędny do funkcjonowania aplikacji AI i w ramach zatrudnienia przenoszą prawo do tego kodu lub innych elementów aplikacji na swojego zleceniodawcę w sposób wyraźny w umowie lub zgodnie z doktryną pracy najemnej, w zależności od jurysdykcji. Z praktycznego punktu widzenia prawa do treści generowanych przez AI, gdyby prawa te powstawały po stronie rzeczywistych programistów (autorów kodów) – jako rozszerzenie ich pracy twórczej dotyczącej samej aplikacji, byłyby również, z tych samych powodów, przenoszone na ich pracodawcę.
Niezależnie od tego, czy takie prawa autorskie są przenoszone czy też nie, nie powinny należeć do użytkownika aplikacji i w związku z tym – bez wiążącej umowy pomiędzy depozytariuszem tych praw a użytkownikiem, który zlecił AI opracowanie utworu – użytkownik nie byłby uprawniony do korzystania z utworu poza określonymi przypadkami, w których można by wykazać, że korzystanie z niego jest zgodne z przepisami prawa własności intelektualnej mającymi zastosowanie do tego przypadku. Uprawnienie do udostępniania utworu opracowanego w ramach wykonywania zawodu lub prowadzenia firmy i do czerpania z niego korzyści finansowych bądź innych byłoby poważnie ograniczone. Z drugiej strony, możliwości dostawców takich rozwiązań AI w zakresie wprowadzania i egzekwowania ograniczeń dotyczących ich użytkowania lub różnych systemów płatności za nie byłyby praktycznie nieskończone.
Niestety, podobnie jak w przypadku pierwszej interpretacji, i tu istnieje duży problem. Wiąże się on również z ideą „indywidualnego charakteru” sygnalizowaną wcześniej. Trudno jest stwierdzić, że utwory AI noszą indywidualne cechy twórcy algorytmu. Po pierwsze, twórca aplikacji nie ma wkładu w tworzenie danej treści. Brak tam również świadomego wysiłku z jego strony i faktycznego zaangażowania w twórczość. Programista nie posiada nawet pełnego obrazu ani nie orientuje się dokładnie, jakiego rodzaju utwory będą tworzone przez AI, nad którą pracuje w danym czasie. Generowanie treści opiera się na gromadzeniu, kompresji i analizie informacji lub części innych wcześniej publikowanych utworów AI oraz na tym, czego AI nauczyła się z tego procesu. W utworach tych pozostaje jedynie maleńki ślad indywidualnych lub osobistych cech twórcy algorytmu, a więc przypisywanie mu praw autorskich jest wysoce problematyczne.
Po trzecie – teoria domeny publicznej. W przypadku tej interpretacji istnieją trzy odrębne aspekty lub argumenty, które ją popierają. Przede wszystkim proces generowania utworów w dużej mierze opiera się na gromadzeniu i łączeniu innych utworów i danych opublikowanych wcześniej, będących już częścią domeny publicznej (w ramach takiego procesu utworzyliśmy kilka lat temu system NMT w Skrivanku, wykorzystując zbiory danych dwujęzycznych i jednojęzycznych dostępne do użytku publicznego) lub przypisywanych innym autorom (którzy w większości nie wyrażali zgody ani nawet nie wiedzieli o tym procesie). Generowane utwory są zatem pewnego rodzaju utworami pochodnymi. W związku z tym, że praktycznie niemożliwe jest odkrycie dokładnych źródeł pochodzenia danych lub części wygenerowanego utworu, można powiedzieć, że prawa autorskie nie należą do nikogo. Jako dzieła pochodne wynikające z połączenia utworów z domen publicznych i fragmentów utworów objętych prawami autorskimi niezliczonych innych autorów treści generowane przez AI umykałyby uregulowaniom z tego obszaru, byłyby wprowadzane do domeny publicznej bezpośrednio po utworzeniu i żadne prawa autorskie nie byłyby z nimi związane.
Kolejny argument przemawiający za tą teorią to argumentacja przeciwna do argumentacji popierającej dwie teorie omówione wcześniej. Jeżeli użytkownik zlecający aplikacji stworzenie utworu podaje jedynie pomysł lub koncepcję, które same w sobie nie są objęte prawami autorskimi, a algorytm AI jest na tyle autonomiczny, że indywidualny charakter programisty nie ujawnia się wystarczająco mocno w utworze będącym dziełem aplikacji, by uznać programistę za autora… wówczas niewygodna prawda jest taka, że do treści generowanych przez AI ochrona praw autorskich nie może mieć zastosowania. „Utwór” jest zatem dziełem AI – tworzenie w sposób oczywisty ma miejsce, natomiast autorstwa i ochrony praw autorskich nie można przypisać żadnej konkretnej osobie biorącej udział w tym procesie. Z drugiej strony, AI nie może być autorem ani właścicielem praw autorskich we własnym imieniu – nie posiada przecież zdolności prawnej ani nie jest człowiekiem o indywidualnym charakterze stanowiącym, zgodnie z interpretacją doktryny dotyczącej własności intelektualnej, wymaganie, które musi być spełnione, aby uznać coś za dzieło sztuki chronione prawami autorskimi.
Gdyby poprzednie argumenty były niewystarczające, można przywołać jeszcze jeden. Procesy uczenia maszynowego, które leżą u podstaw generowania treści AI, prowadzą do znacznego podobieństwa i powtarzalności utworów pochodzących z danej wersji aplikacji AI. To z kolei rodzi wątpliwości, czy takie utwory rzeczywiście są przejawem „działalności twórczej”, co jest wymogiem, który musi być spełniony, by mogły być chronione prawami autorskimi, jak to zostało omówione na początku. Oczywiście debata ta nie różni się od dyskusji prowadzonych już od dziesięcioleci między prawnikami, a dotyczących wynikającej z prawa autorskiego ochrony mniej wyszukanych utworów, takich jak dokumentacja techniczna lub projekty funkcjonalne, które pozostawiają projektantowi bardzo mało pola na twórcze działania. Jest to jednak interesujący punkt, który należy wziąć pod uwagę przy rozważaniu kwestii praw autorskich do utworów wygenerowanych przez AI i ich potencjalnego właściciela.
Interpretacja ta ma dużą zaletę, gdyż dobrze „radzi sobie” z problemem prawnym dotyczącym zagadnienia, kto powinien być uprawniony do tych utworów oraz ich pochodnych, nawet jeśli uzyskana odpowiedź to rozczarowujące „nikt”. Nie jest ona jednak doskonała. Istotny problem, który logicznie za sobą pociąga, stanowi następująca kwestia: jeżeli stwierdzimy, że AI (podmiot nieposiadający zdolności prawnej, który ani teoretycznie, ani praktycznie nie ponosi odpowiedzialności) jest twórcą generowanych utworów, kto wówczas będzie ponosić odpowiedzialność za nielegalne treści w tych utworach i jakie środki obrony będą dostępne dla osób poszkodowanych? Pytania takie dotykają dodatkowych zagadnień związanych z omawianym problemem, ale będą wymagać odpowiedzi – i to prawdopodobnie bardzo szybko.
Przykłady z rynku
Fakt, że brak jeszcze przepisów regulujących, nie uniemożliwia przedsiębiorstwom z obszaru technologii dostarczania rozwiązań i świadczenia usług opartych na AI w Internecie. Jest takich firm całkiem sporo i ciekawą kwestią w kontekście niniejszego artykułu jest to, w jaki sposób postrzegają one własność utworów generowanych za pomocą narzędzi, jakimi dysponują. Wszyscy, którzy korzystają z utworów wygenerowanych przez systemy AI, powinni przestudiować warunki dostawców tych systemów. Warto to robić w przypadku każdego dostawcy usług online, ale w tym przypadku byłoby to szczególnie interesujące.
Dwa przykłady, na które warto zwrócić uwagę, to popularne aplikacje ChatGPT i Midjourney. Warunki pierwszej aplikacji stanowią, że zlecenie (użytkownika) i wszystkie związane z nim prawa stanowią własność użytkownika (brak zaskoczenia), natomiast utwór (wygenerowany przez AI) oraz prawa i tytuły do niego, a także udziały w nim „są cedowane” na użytkownika automatycznie – wraz z odpowiedzialnością za tę treść. Poza nazwą, skutek nie różni się w praktyce od pierwszej omówionej interpretacji, gdyż istnieje zabezpieczenie w formie cesji w treści dokumentu. Natomiast warunki dotyczące Midjourney wyraźnie wskazują, że dostawca usługi jest rzeczywistym właścicielem wszystkich aktywów stworzonych przez użytkowników oraz że w zależności od rodzaju członkostwa wykupionego przez użytkownika, przyznawany jest mu określony zestaw praw – użytkownicy nieuiszczający żadnych opłat uzyskują jedynie ograniczoną licencję na niekomercyjne wykorzystywanie treści, członkowie regularnie uiszczający opłaty są uznawani za właścicieli aktywów (przy założeniu cesji, nawet jeśli takie sformułowanie nie jest użyte, ale logicznie wynika z faktu, że inni członkowie nie posiadają tego prawa), natomiast osoby działające w imieniu dużych przedsiębiorstw muszą wykupić rozszerzone członkostwo „Pro”, aby otrzymać prawa do tworzonych aktywów.
Uwagi końcowe
Gdyby ktoś zapytał autora artykułu prywatnie o pomysł na przepisy w tej sprawie, prawdopodobnie przedstawiłby ostatnią zaprezentowaną teorię – treści generowane przez AI nie byłyby w ogóle chronione prawami autorskimi. Przedstawione powyżej argumenty przemawiają do wrażliwości prawnej autora. Może to być postrzegane jako podejście upraszczające, ale jest ono bardzo praktyczne i rozwiązuje kwestię ochrony praw autorskich do jednorodnych, automatycznie generowanych treści, które w niedługim czasie pojawią się w ogromnych ilościach i w przypadku których zarówno „indywidualny charakter”, jak i pojęcie „przejawu działalności twórczej” są wątpliwe. Podejście to rozwiązuje również problem autorskich praw osobistych, które są niezbywalne w większości jurysdykcji – prawa te po prostu nie powstają. Interpretacja ta umożliwia również przedsiębiorstwom prowadzenie codziennej działalności z wykorzystaniem aplikacji AI. Odpłatne świadczenie określonej usługi jest nadal możliwe, bez względu na to, czy produkt tych usług jest objęty prawem autorskim czy też nie.
A waszym zdaniem, kto jest właścicielem praw autorskich do treści generowanych przez AI?
Z wyrazami szacunku,
Arturs @Skrivanek
* Stwierdzeń tych nie należy oczywiście traktować jako porad prawnych. Doradztwo prawne wymaga pogłębionej analizy merytorycznej poszczególnych przypadków lub kwestii. Jeśli mają Państwo pytania dotyczące konkretnego przypadku, jak zawsze należy skonsultować się z prawnikiem.
Zajmujemy się tłumaczeniem tekstów ze świata biznesu od ponad 30 lat, łącząc w Skrivanku najnowsze technologie, kulturę i wiedzę ekspercką. W przypadku jakichkolwiek pytań, zapraszamy do kontaktu.