Rynek tłumaczeń to bardzo ciekawa i jednocześnie trudna branża, w której ramię w ramię działają międzynarodowe firmy i małe, kilkuosobowe biura tłumaczeń. Światowa wartość rynkowa tej mozaiki firm translatorskich to ponad 60 miliardów dolarów*. To branża, w której dzieje się wiele ciekawego, jak choćby tłumaczenia maszynowe czy rozwój programów do tworzenia napisów do filmów. Ale to także rynek, na którym każda zmiana sytuacji politycznej czy ekonomicznej na świecie od razu odbija się na wszystkich graczach, małych i dużych.
Ostatnie lata obfitowały w wiele takich ciosów zadawanych biurom tłumaczeń z dynamiką godną Bruce’a Lee.
Żegnajcie klienci, witajcie klienci!
Cofnijmy się do początku roku 2020. Sytuacja na rynku tłumaczeń jest w miarę stabilna, nie brakuje klientów, którzy chcą rozszerzać swoją działalność na inne kraje, instytucje publiczne ogłaszają przetargi na obsługę wielojęzycznych konferencji, jest fajnie. I wtedy zaczyna się pandemia COVID-19. Nagle najmniejszym problemem okazuje się potrzeba natychmiastowego przeniesienia wszystkich pracowników na telepracę. Co dalej ze zleceniami? Kto w pandemię zorganizuje konferencję dla 120 uczestników z całego świata? Kto będzie chciał przetłumaczyć swoje materiały marketingowe na chiński w związku z planowanym udziałem w międzynarodowych targach? Nikt, konferencje i targi zostają odwołane, na skrzynkach mailowych hula wiatr.
Przez pierwsze dwa tygodnie wydaje nam się, że to nic. Mamy przecież sporo zleceń do zarchiwizowania, plików do uporządkowania, wreszcie zrobimy to, na co nigdy nie mieliśmy czasu. Ale pracowniczki i pracownicy biur tłumaczeń to ludzie, którzy lubią wyzwania. Na co dzień walczą z trudnymi, wielojęzycznymi zleceniami, często realizowanymi w szalonym tempie. Jak odnaleźć się w świecie powolnego „przeciągnij i upuść”? Ile wytrzymamy finansowo?
Wtedy okazuje się, że to, nad czym pracowaliśmy w Skrivanku przez lata, czyli dopasowywanie się do nietypowych wymagań naszych klientów („proszę o wymyślenie po wietnamsku hasła reklamowego dla naszych uszczelek, ma się kojarzyć z żubrem i wysoką jakością”), wiele nas nauczyło. Tłumaczenie ustne można zorganizować online, okazuje się wręcz, że wielu klientów i tłumaczy ustnych preferuje taką formę. Nie trzeba podróżować, po tłumaczeniu ustnym, które jest bardzo wyczerpującym zadaniem, można zalec we własnym łóżku. Na poczcie pojawiają się też zapytania o tłumaczenia pisemne. Świat przenosi się do Internetu. Każda, nawet najmniejsza firma sprzedająca jakiś towar chce mieć sklep internetowy w co najmniej kilku językach. Klienci z innych krajów chcą mieć stronę i sklep po polsku. Dzieje się!
Przejmują nas maszyny (i robią hot dogi)
Odbici od chwilowego dna, optymistycznie zerkamy na 2021 rok. Tymczasem gdzieś z boku lekko trąca nas złośliwy chochlik – tłumaczenia maszynowe. Znamy je od kilku lat. Niektóre firmy wytrenowały nawet własne modele do tłumaczeń maszynowych po to, aby nie przesyłać danych klientów na obce serwery, np. Google’a. Od dobrych kilku lat dumnie reklamujemy nasz autorski system, Skrivanek NMT. Jednak zleceniodawcy dotąd raczej bali się maszyny i wybierali tradycyjne tłumaczenie przez człowieka.
W pandemicznej rzeczywistości klienci inwestują w rozwój i ekspansję na zagraniczne rynki, ale to inwestycja, której sukces zależy od wielu czynników. Nikt nie chce więc wydać więcej, niż to konieczne. Nie jest sekretem, że silniki tłumaczeń maszynowych każdego roku są coraz lepsze. Po co płacić za tłumaczenie jakiemuś biuru? Coraz częściej klienci pytają więc nas, czy poprawimy tłumaczenie maszynowe (czyli wykonamy postedycję). No jasne, że poprawimy, w końcu jesteśmy elastyczni. Nasze tłumaczki i tłumacze przechodzą szkolenie dla postedytorów, wdrażamy nowe narzędzia, jesteśmy gotowi. Czy tłumaczenia maszynowe dobiją biura tłumaczeń ostatecznym ciosem?
Tłumaczenia maszynowe to kamień milowy dla ludzkości. Pozwalają na szybkie zorientowanie się w treści dokumentu, na dotarcie do ludzi posługujących się rzadkimi językami. Ale maszyna to nie człowiek. Znacie ten filmik, w którym robot robi hot doga, ale nie trafia parówką w bułkę i potem już wszystko idzie źle? Wyobraźmy sobie, że tłumaczenie to taki hot dog. Automatyczny translator nie trafia parówką tam, gdzie trzeba, czyli np. zapomina o przeczeniu w zdaniu, co się zdarza. I nagle okazuje się, że sukienka, która NIE podlega promocji w sklepie internetowym, dzięki maszynie jednak jej podlega. Sprzedawca traci marżę, rabatu za błędne tłumaczenie od maszyny nie dostanie.
Warto dodać, że język polski jest wyjątkowo trudny dla sztucznej inteligencji, przez swoją fleksyjność. To jak klient, który chce u robota zamówić hot doga z czterema sosami, ale tego pierwszego nie za dużo, a tego drugiego za to więcej, a trzeciego i czwartego tylko odrobinkę. Kraftowe hot dogi z cebulką, ogórkiem i piętnastoma sosami do wyboru przetrwają. Tak samo biura tłumaczeń. Dla tych, którzy chcą mieć towar premium, wykonamy tłumaczenie z korektą, dla tych, którzy wolą szybkie, acz niedoskonałe rozwiązania, mamy postedycję – poprawimy tłumaczenie po maszynie tak, żeby było wystarczająco dobre. I zawierało przeczenia.
Nie boimy się też kompleksowych rozwiązań. Tworzymy zespoły do obsługi złożonych, opartych na harmonogramach projektów, nad którymi pracują nie tylko tłumacze, ale także korektorzy, copywriterzy, specjaliści IT i graficy. Zajmujemy się też codziennym, bieżącym tłumaczeniem na potrzeby popularnych aplikacji, np. TikToka.
Maszyny to pikuś
Okrzepnięci w świecie sztucznej inteligencji jesteśmy pewni, że w 2022 nic nas nie złamie. Ale zaczyna się okrutny, niesprowokowany atak Rosji na Ukrainę. To całkowicie zmienia optykę biur tłumaczeń w Polsce. Zalewa nas fala pytań o tłumaczenia z języka ukraińskiego, ale także na ukraiński. Chcemy jakoś pomóc w tej trudnej sytuacji. Wiele biur decyduje się wykonywać tłumaczenia za darmo, jednocześnie płacąc swoim tłumaczkom i tłumaczom. Tak zrobił Skrivanek, tak uczyniły niektóre biura zrzeszone w Związku Pracodawców Branży Tłumaczeniowej POLOT.
Nasi tłumacze w Ukrainie chcą nadal pracować, zachować resztki normalności, no i muszą zarabiać. Czasem dostajemy SMS-y, że nie wyrobią się na czas ze zleceniem, bo są w schronie, drżymy o ich życie, ale też poznajemy ich historie rodzinne, pomagamy, jak umiemy, oferujmy schronienie. Tworzą się nowe relacje, tłumacze, którym pomogliśmy na początku agresji, potem oferują nam rabaty na tłumaczenia dla Ukraińców. Dobro wraca.
Co dalej?
Jaki będzie 2023 rok dla branży tłumaczeniowej w Polsce? Czy przyniesie kolejne zaskoczenie? Nie boimy się już tłumaczeń maszynowych. Pandemia sprawiła, że klienci stali się otwarci na nowe i oczekują od nas nowoczesnych rozwiązań. Bardzo to lubimy i jesteśmy wdzięczni, bo nie musimy już tłumaczyć, dlaczego warto zaufać technologii. Potrafimy czerpać z niej korzyści dla nas i naszych klientów. Nie mamy też żadnych obaw związanych z tym, że po pandemii wiele firm przeniosło się na stałe do sieci. Pod wieloma względami okazało się to dla nas łatwiejsze.
Czy zagrozi nam kryzys ekonomiczny? Być może. Warto jednak pamiętać, że ostatnie lata dla biur tłumaczeń były prawdziwym surwiwalem albo ekscytującą podróżą przez nowe, w zależności od tego, jak dana firma adaptowała się do technologicznego galopu w branży. W Skrivanku zaowocowało to dużym wzrostem popularności tych usług, które oferowaliśmy od kilku lat, ale nie były one często wybierane. Postedycja tłumaczeń maszynowych, tworzenie napisów do filmów, tłumaczenie stron internetowych, tworzenie słów kluczowych i SEO w obcych językach, copywriting, tłumaczenie i testowanie aplikacji, gier, oprogramowania, analiza nazw produktów na zagraniczne rynki to teraz nasza codzienność. Niektóre firmy działające w Polsce całkowicie przerzuciły się na obsługę klientów zagranicznych, w świecie online to w końcu możliwe. Gdy pojawią się kolejne wyzwania, z pewnością po raz kolejny się dostosujemy, dodając kolejne wersje „hot doga” do naszej oferty.
Skrivanek obsługuje głównie klientów biznesowych, ale chętnie zajmujemy się każdym zleceniem, także od osób prywatnych. Obok obsługi konferencji dla 2000 osób, tłumaczeń dla Parlamentu Europejskiego czy Kancelarii Prezydenta trafiają nam się wyjątkowe projekty. Jednym z nich było tłumaczenie popularnej polskiej piosenki z wymogiem zmiany jej treści tak, żeby tematycznie pasowała na imprezę firmową pewnej branży, nadal dała się zaśpiewać do oryginalnej melodii i żeby była po niemiecku. Przetłumaczyliśmy też z ukraińskiego napisany odręcznie list z podziękowaniem dla pomagającej rodziny, oczywiście nieodpłatnie. Raz na jakiś czas ktoś zakochany poprosi o tłumaczenie wiersza albo ktoś bardzo ambitny o napisanie wypracowania w ramach pracy domowej z angielskiego. Jesteśmy do usług i zapraszamy do odwiedzenia strony Skrivanka.
* https://www.nimdzi.com/nimdzi-100-top-lsp/