Trudne słówko tygodnia: uzans kontra uzus
Mówiąc o uzansie, mamy na myśli specyficzny zwyczaj handlowy, zwłaszcza w odniesieniu do terminu zapłaty zobowiązań. Uzans od „zwykłego zwyczaju” odróżnia fakt jego rejestracji i oficjalnego ogłoszenia (kodyfikacji) przez organizację międzynarodową zajmującą się regulowaniem zawierania i wykonywania umów handlowych. Warto podkreślić, że uzanse, mimo ich względnego obowiązywania, tj. wtórności wobec obowiązującego prawa, nie mogą być z tym prawem sprzeczne. Oprócz tego muszą być również jasno sformułowane oraz ogólnodostępne.
Jako przykład najbardziej znanego zbioru uzansów przytoczyć możemy reguły znane jako Incoterms, które określają warunki obowiązujące eksporterów i importerów w dziedzinie dostaw (m.in. w zakresie sposobu realizacji, dokonywania płatności i przejścia ryzyka).
Uzus, podobnie jak uzans, odnosi się do zwyczaju. W tym przypadku jednak chodzi o zwyczaj językowy. Termin ten obejmuje zarówno używanie systemu językowego przez daną społeczność, jak i sposób posługiwania się jego elementami, a także reguły rządzące tym procesem. Innymi słowy, uzus dotyczy praktyki posługiwania się językiem, a nie reguł preskryptywnych – mimo to wpływa na kształtowanie się norm językowych.
Rozpowszechnienie użycia pewnego, uznawanego pierwotnie za niepoprawny, elementu językowego może sprawić, że stanie się on najpierw normą użytkową, a potem wzorcem. Jak wyjaśnia w wywiadzie dla jednej z gazet historyk języka, dr Jan Godyń z UJ: „O tym, czy słowo może wejść do słownika, decyduje tzw. uzus społeczny, czyli to, czy jest ono powszechne w społecznym użyciu”.