Język jest fundamentem spuścizny całej ludzkości. Jest wszystkim, co mamy i tym, czego nie możemy utracić. Dzięki językowi znamy historię naszej cywilizacji, spoglądamy w przeszłość i zostawiamy komunikaty na przyszłość; jest on nośnikiem idei, motorem napędowym wszelkich zmian i rewolucji; zapewnia rozwój wszelkich dziedzin, od humanistycznych po ścisłe; pozwala dawać upust emocjom, chwalić i przeklinać, bawić i ranić. Gdy jako jedenastolatka pierwszy raz sięgnęłam po “Harry’ego Pottera”, nieraz płakałam w poduszkę, żałując, że magia nie istnieje, że za pomocą różdżki i odpowiedniego słowa nie mogę zmieniać otaczającego mnie świata. Sześć lat później przypadkiem zainteresowałam się językoznawstwem i zrozumiałam, że mogę to robić ‒ ba, nawet nie potrzebuję do tego kawałka drewna z piórem feniksa w środku. I nie chodzi mi tutaj o funkcję performatywną języka, o której uczymy się w szkole. Oczywiste jest, że stwierdzenie: “ogłaszam Was mężem i żoną” na rzeczywistość wpływa. Uznajemy te słowa za wiążące, dostosowujemy się do reguł, jakie w związku z nimi narzucają na nas prawo i tradycja. Słowa mogą jednak o wiele więcej: język jest bowiem pryzmatem, przez który widzimy otaczający nas świat. Język ma nad nami władzę, którą sami mu nadaliśmy, tworząc go; sprawuje kontrolę nad tym, jak widzimy świat, i nie sposób się spod tej kontroli wyrwać. Wieki doświadczeń, tradycji, ale także niewiedzy odbijają się w naszym codziennym języku, a więc i funkcjonowaniu. Jeśli nie mamy na coś słowa, w naszej świadomości to nie istnieje; rzeczy, jakimi się posługujemy, miejsca, jakie odkrywamy, osoby, które poznajemy muszą zostać jakoś nazwane. Inaczej pozostają białymi plamą utrzymującymi się w szarej strefie świadomości. Nie ma co poświęcać czasu oczywistej oczywistości, jaką jest fakt, iż język pozwala nam się komunikować z innymi ludźmi i poznawać ich perspektywę ‒ o wiele ciekawsze jest kształtowanie świata. Osoby świadome języka, którym się posługują ‒ czy to pisarze, poeci, mówcy, biznesmeni, politycy ‒ nie tylko po prostu mówią czy piszą, ale często misternie plotą koronkę słów tak, aby naginać rzeczywistość do własnej wizji, wpływać na innych ludzi i cały świat. Czasem w trakcie kłótni ten sam komunikat przedstawiony innymi słowami może wywołać pojednanie lub nienawiść; ten sam postulat podczas debaty ogłoszony innymi słowami może spowodować wygraną lub przegraną w politycznym wyścigu. I pomyśleć, że za każdym razem jest to tylko i wyłącznie układanie dwudziestu kilku znaków w określonej kolejności. Tym bardziej nie warto ograniczać się w życiu tylko do jednego języka ‒ każdy dysponuje bowiem zupełnie nowym zakresem możliwości, idiomów i metafor, zawiera w sobie niczym uwięzione w bursztynie inne doświadczenia i idee. Tworzy niespodziewane sytuacje komunikacyjne, pozwala wkroczyć w nowe środowisko, czasami burzyć własny światopogląd. Dobrze jest nie tylko znać obcy język, ale go c z u ć, r o z u m i e ć. Nie narażać się na utratę w przekładzie tego, co niewypowiedziane, co jest sensem naddanym. Przekład jest zawsze formą oszustwa i należy o tym pamiętać ‒ tworzy złudne wrażenie, że rozumiemy, a tak naprawdę potrafimy tylko zmienić układ liter tak, aby pasował do zasad innego systemu. Oczywiście opanowanie języka na poziomie “czucia go” wymaga ogromnego wysiłku, niejednego wzlotu i upadku. Jednak możliwość poczucia tej przepełniającej serce dumy, kiedy przy oglądaniu serialu czy prowadzeniu zwykłej rozmowy w kawiarni nie tłumaczymy sobie w głowie na ojczysty język tego, co właśnie słyszymy, jest warta całej włożonej pracy. W zjawisku języka najbardziej fascynująca jest jego prozaiczność. Na co dzień nie zastanawiamy się, jaki wpływ mają nasze słowa na otaczający nas świat. Przyzwyczajeni do ich niezastąpionego działania nie zwracamy na nie uwagi, po prostu wyrzucamy je z głów jak sterty śmieci. Być może jednak to nie koło, penicylina czy sztuczna inteligencja są największymi wynalazkami ludzkości, a właśnie ‒ język.
Artykuł opublikowany w ramach konkursu pisarskiego „Język w biznesie i życiu”
Autor: Weronika Ochman