Czym jest język chyba wyjaśniać nie trzeba. Jest to najskuteczniejszy środek komunikacji międzyludzkiej. Jak zatem wykorzystujemy ten niezwykły dar na co dzień, zarówno personalnie, jak i zawodowo? Wiadomo, kiedy idziemy do szkoły, pracy, na zwykłe spotkanie, kiedy robimy cokolwiek innego, używamy języka. Pomaga nam nawiązywać i utrzymywać znajomości, ułatwia, wręcz umożliwia, naukę. Ale nie oszukujmy się – tu zazwyczaj potrzebny jest język ojczysty. A co z innymi? Z tymi, których, często z poświęceniem, w pocie czoła, uczymy się na przestrzeni naszego życia? Ich rola na co dzień może być ogromna. Oczywiście, jak wszystko, jest to sprawa stosunkowo indywidualna, to od człowieka zależy w jakim obraca się towarzystwie, a co za tym idzie jakiś języków potrzebuje. Praca z językiem to nie tylko praca tłumacza. Przy dzisiejszej integracji międzynarodowej umiejętność dogadania się przy się nieważne czy pracujemy na kasie w sklepie, czy latamy na wyjazdy służbowe w różne zakątki świata. Niejednokrotnie byłam świadkiem sytuacji, gdzie student z wymiany albo turysta miał problem ze zrobieniem zakupów, bo sprzedawca nie mówił po angielsku. Wkraczałam wtedy do akcji i robiłam za tłumacza, ale można by było uniknąć tej sytuacji poprzez znajomość angielskiego w przypadku kasjera lub polskiego w przypadku klienta. Aczkolwiek angielski, choć przydatny, jest teraz traktowany jako ustawienia fabryczne każdego człowieka – firmy nie potrzebują tłumaczy tego języka, a żeby dostać pracę bardzo często wymagany jest na wysokim poziomie. Ostatnimi czasy często przeglądam oferty pracy w poszukiwaniu czegoś dla siebie. Zauważyłam tam coś ciekawego. Mało kto szuka pracowników znających angielski, hiszpański, francuski czy niemiecki. Teraz szuka się ludzi znających niszowe języki takie jak rumuński, bułgarski czy gruziński, co tylko potwierdza, że znanie jakichkolwiek języków jest ważne i może okazać się naszym kluczem do kariery zawodowej. Szczerze mówiąc, zazwyczaj znajomość niszowych języków nie pochodzi z kursów (których dostępność jest swoją drogą słaba), ale z naszego otoczenia, uczymy się ich, bo znają je nasi przyjaciele, rodzina czy druga połówka. Czyli po prostu uczymy się ich z przyczyn społecznych, zmusza (lub zachęca) nas do tego sytuacja, w której się znaleźliśmy. Mówię w pięciu językach, z czego w trzech zupełnie płynnie. Tak naprawdę jedynym z nich, którego naukę zaczęłam stuprocentowo z własnej woli jest hiszpański, który dał mi w życiu naprawdę wiele. Zaczęłam się go uczyć kiedy miałam dwanaście lat, bo po prostu mi się spodobał. Dzisiaj mam lat dziewiętnaście, masę świetnych znajomych z Hiszpanii oraz innych krajów hiszpańskojęzycznych, przez co używam tego języka na co dzień a dodatkowo planuję wyjazd do Argentyny i Meksyku, o czym marzyłam od lat. Znajomość języka w razie czego pozwoli mi na znalezienie pracy w tych krajach lub po prostu życie spokojnie bez przejmowania się barierą językową. Mam też znajomych z wielu innych krajów takich jak Litwa czy Algieria, ich języków jeszcze nie znam, ale sam angielski pozwala nam na utrzymanie kontaktu. Myślę, że na specjalne miejsce i wyróżnienie zasługują tu też podróże, bo w nich języki są wręcz kluczowym aspektem. Większość z nas jedzie na wakacje już ze znajomością jakiegoś “popularnego” języka, np. angielskiego, ale nie zauważamy, że często podłapujemy też jakieś lokalne wyrażenia. Po kilku dniach w Czechach opanowałam nazwy moich ulubionych produktów spożywczych i bez problemu robiłam zakupy, a po kilku dniach w Szwecji sama zamawiałam kawę po szwedzku. To prowadzi do rozwoju naszej komunikacji z innymi ludźmi, a przede wszystkim jest wiedzą, którą oczywiście lepiej mieć niż nie mieć. Jak widać niepozorne języki odgrywają wielką, często kluczową rolę w naszym życiu, pozwalają się rozwijać i spełniać marzenia. Poznawanie ich, jak i idących z nimi w parze kultur, daje nam wiele – możliwości, uznanie, satysfakcję, a przede wszystkim nic nie zabiera, wychodzi tylko na dobre.
Artykuł opublikowany w ramach konkursu pisarskiego „Język w biznesie i życiu”
Autor: Marcelina Kociakowska