W każdym społeczeństwie funkcjonuje wiele odmian języków, każdy może być skierowany do innej grupy docelowej. Skupię się na opisaniu małego ich wycinak, a mianowicie języka formalnego i codziennego. Ludzie w swoim życiu codziennym głównie korzystają z mowy potocznej. Oznacza to, że mówią w sposób swobodny, zrozumiały dla każdej grupy społecznej. Dopuszczalne w nim są błędy, skróty myślowe czy inne tym podobne sformułowania. Są to struktury typu “jo”, “tam, z tym, od Wieśka”. I potrafią się oni zrozumieć. Osoby używające podobnych sformułowań są traktowane w sposób milszy i cieplejszy. Ponadto od razu czuje się do nich pewien stopień zaufania. Jednakże społeczeństwo przyjęło, że w pracy, w biznesie należy posługiwać się językiem formalnym, zimniejszym w odbiorze, mniej “swojskim”. Buduje on pewną zależną hierarchię czy to w firmie, czy kontaktach ludzkich. Język biznesowy między osobami pochodzących z podobnych dziedzin zainteresowania nie będzie stwarzał żadnych problemów i będą oni w stanie się zrozumieć. Natomiast gdyby wymienić jedną z nich na “przeciętnego Kowalskiego” rozmowa przestałaby być swobodna i sprawiająca przyjemność. Stałaby się wymagająca i kłopotliwa dla obu stron, wręcz niekomfortowa. Oczywiście jedna strona mogłaby zmienić język na prostszy, jednak nie czułaby się z takim działaniem dobrze. Moim zdaniem ludzie starsi mocno trzymają się etykiety w biznesie i właśnie tego języka. Może czują się przez to lepsi, czy że może coś osiągnęli w życiu. Formalny język wymusza sztuczną uprzejmość, co wpływa negatywnie na obiór niektórych słów, czy nawet na wspólne relacje. Jednakże z tego, co zauważyłam młodsze pokolenie, które teraz zaczyna pracę, jest o wiele mniej formalne, a bardziej swobodne. “Mniej filtruje” to, co mówi, przez co sprawia wrażenie sympatyczniejszych i szczerszych, ponadto nie obawiają się wyrażać swojego “ja”. Wobec tego obie grupy reprezentują inne poglądy sztywne zasady oraz te elastyczne. Taka różnica może prowadzić do wielu konfliktów. Konflikty te mogą się przerodzić w napęd do zmian. Dzięki czemu możliwe będzie utworzenie języka pośredniego, odpowiadającemu obu grupom. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że oba języki posiadają swój własny slang. Czyli zwroty, wyrażenia czy słowa charakterystyczne dla danej struktury. Dzięki takim słowom możemy w sposób krótszy i nacechowany odpowiednim znaczeniem, wyrazić to, co chcemy powiedzieć. Język może być specyficzny, ale zrozumiały dla innych grup, ale może on również być tak unikalny, że bez odpowiedniego przygotowania, nie będziemy w stanie nic zrozumieć. W życiu codziennym używamy słów i pojęć nakierowanych na zawieranie nowych przyjaźni i znajomości. W sposób dość przypadkowy. Oceniamy wzrokiem, czy ktoś będzie w stanie nas zrozumieć i czy my go także będziemy mogli. Możemy się wyrażać, jak chcemy: miło, wulgarnie, dziecinnie czy w każdy inny dostępny sposób. Bez żadnego narzuconego na nas celu czy oczekiwań. Jeżeli się nie polubimy to żadna szkoda się nie stanie. Natomiast w biznesie wymagana jest kultura, wymagany jest również autorytet i odpowiednie podejście nastawione na zdobycie klienta w każdy możliwy dostępny sposób. Z racji, iż każdy klient generuje zysk. Podsumowując powyższe rozważania, jestem zdania, że z roku na rok język biznesowy będzie się stawał coraz przystępniejszy dla wszystkich. Zarówno dla osób pracujących w tym samym sektorze, jak i dla tych z zupełnie odmiennych. Będzie się on opierać na ciepłych i prawdziwych relacjach.
Artykuł opublikowany w ramach konkursu pisarskiego „Język w biznesie i życiu”
Autor: Aleksandra Nowak