Język obcy w biznesie i w życiu. Po co mam się uczyć języka obcego? Jak będę potrzebowała, to wtedy się nauczę. Posłucham kilku piosenek, obejrzę dłuższy serial w oryginale i raz dwa załapię! W liceum musiałam nauczyć się czasowników nieregularnych, przecież to łatwizna. O nie, jednak czeka mnie drugi termin, a myślałam, że umiem. Wieczorem miałam studniówkę, a tego dnia rano, kolejny raz zdawałam czasowniki nieregularne po angielsku. Czy komukolwiek jest to potrzebne?! Kto w normalnym życiu używa trzech form czasownika? Jednak uparła się na mnie ta nauczycielka od angielskiego i marnujemy obie swój cenny czas. Zdałam, wpisała mi dwóje do dziennika elektronicznego i mogłam się szykować na bal. Podczas imprezy, jak ją widziałam, przechodziłam na drugą stronę, przecież jeden z lepszych dni w moim życiu mi chciała popsuć! Gdyby Pani od biologii się za mną nie wstawiła, miałabym kolejną poprawkę. Minęło prawie 12 lat od tamtego dnia. Byłam wiele razy za granicą, zawsze wydawało mi się, że moja znajomość niemieckiego wystarczy. Pracowałam jako Au-pair przez kilka miesięcy, odwiedzam mamę w jej miejscu zamieszkania- bez problemu dogaduję się po niemiecku. 6 lat temu w moim mieście utworzyli miejsca pracy w oddziale banku niemiecko- austriackim i dzięki znajomości tego języka, przeszłam pozytywnie proces rekrutacyjny. Po kilku miesiącach miałam okazję wyjechać na szkolenie, które zapewniłoby mi awans. Był jeden ważny problem- kurs prowadzony po angielsku. Na szkolenie nie poszłam, a pracę wkrótce straciłam. Dzisiaj jestem groomerem, czyli fryzjerem dla psów, a moja najważniejsza zawodowa książka, tzw. encyklopedia groomerska jest tylko w języku angielskim. Czytam ją bardzo wolno, tłumacząc często po jednym wyrazie. Niedawno ukończyłam szkolenie w języku angielskim, fakt, że internetowe i z pokazywaniem technik strzyżenia na konkretnym psie, ale coraz więcej rozumiem. Wiem już, że jest różnica między “wykąpać” a “wykąpany”, “zrobiłam” a “zrobię”. Niedługo skończę 30 lat. Moimi klientami są psy. A ja dla siebie i dla nich uczę się angielskiego. Moim największym marzeniem jest wziąć udział w konkursie groomerskim. Ale większość z nich, a może i wszystkie, są w języku angielskim, bo są w różnych krajach europejskich i światowych. Chcę zrozumieć co mówi do mnie sędzia, jaki komunikat puszczany jest przez głośniki oraz usłyszeć, że zajęłam pierwsze miejsce. Czy gdybym teraz mogła cofnąć czas i uczyć się angielskiego od początku edukacji szkolnej to bym to zrobiła? Nie sądzę. Nie wierzyłabym w to, że dam radę się nauczyć, że będzie mi to przydatne, skoro miałam pracować jako nauczyciel w szkole z dziećmi. Jednak przez tyle lat zmieniło się wszystko. Każdy z nas ma teraz telefon komórkowy z dostępem do szybkiego łącza internetowego, a tam bez problemu można skorzystać z tłumacza, który nawet na bieżąco tłumaczy nasze słowa lub wyrażenia rozmówcy. Jednak oprócz tego, mamy możliwość uczestniczenia w wielu wydarzeniach ogólnokrajowych, a nawet polskich- z zagranicznymi gośćmi. Gdybym wiedziała, że znajomość języka angielskiego tak bardzo ułatwi mi dorosłe życie, może więcej czasu poświęciłabym na słuchanie piosenek i oglądania filmów w oryginale. Dzisiaj, gdy umysł jest już o kilka lat starszy, mniej plastyczny i chętny do nauki, a doba często za krótka, wszystko postępuje wolniej. Proces jest dłuższy, trudniejszy, chociażby w tym, że język przyzwyczaił się do pewnych ułożeń i niełatwo wypowiedzieć mi “the”.
Artykuł opublikowany w ramach konkursu pisarskiego „Język w biznesie i życiu”
Autor: Dominika Motyl