– Kurza stopa! – krzyknęłam na widok starej chaty, której fundamentem była wielkich rozmiarów kurza stopa. Przedtem sądziłam, że domy czarownic definitywnie nie mogą wyglądać jak w opowieściach, lecz oto przede mną stała magiczna siedziba i zmuszona byłam potwierdzić jej autentyczność. Wdrapałam się na ganek ignorując trzaski, które wydawały deski pod moim ciężarem i zapukałam do drzwi – dokładnie pięć razy. Otworzyła mi wysoka kobieta. Spojrzała na mnie z życzliwym uśmiechem, jakby rozpoznawała we mnie kogoś znajomego. Zaprosiła mnie do środka, gdzie oczekiwałam zobaczyć najróżniejsze artefakty, kolekcje ziół oraz groteskowe czarodziejskie przyrządy. Niestety wnętrze chatki nie było nawet w połowie zgodne z moimi wyobrażeniami. Wszędzie rozciągały się tylko książki i choć ich nieprzebrana ilość wciąż imponowała, spochmurniałam. Kobieta zauważyła odmalowujący się na mojej twarzy zawód i zaśmiała się. Zamiast zbiorów starannie zasuszonych listków leczniczych roślin, zastałam szereg zdechłych kwiatków, w kącie stała plastikowa miotła, a na biurku, gdzie mogłaby stać szklana kula, leżała spalona żarówka.- Trudno mi znaleźć kontener na elektrośmieci – pospiesznie wyjaśniła czarownica, nie ukrywając zakłopotania.- To żart?! – wrzasnęłam – pani na pewno jest czarownicą? Przyszłam tu taki kawał drogi, żeby zna– Wiem. Żeby znaleźć miłość. I znajdziesz, zaufaj mi. – Jej oczy wyrażały bezgraniczny spokój. Chciałam wyjść, ale coś w jej postawie podpowiadało mi, bym została. Pozwoliłam bezwiednie poprowadzić się w głąb mieszkania, gdzie stał przygotowany fotel. „Zaraz wypowie zaklęcie i kogoś dla mnie wyczaruje” pomyślałam, zatapiając się w miękkim siedzisku. Kobieta sięgnęła na półkę, wyciągnęła opasłą księgę i przyjrzała się jej czule i nieoczekiwanie mi ją wręczyła.- Co-…?! – to przecież nie ja miałam odszyfrowywać pradawne runy. Wtedy zauważyłam, że podana mi książka ma na okładce dobrze znane mi pismo. Z łatwością odczytałam tytuł – SŁOWNIK WYRAZÓW OBCYCH.- Czytaj. Po kolei. – nakazała stanowczo. Wydało mi się to niedorzeczne, ale co innego mogłam uczynić? Zaczęłam przyglądać się hasłom. Okazuje się, że aspiracja pochodzi od łacińskiego aspiratio – tchnienie. To tak, jakby nasze cele były dla nas siłą napędową, czymś życiodajnym. Spodobała mi się ta definicja. Kolejna wyjaśniała, że bursztyn to niemieckie zapożyczenie i oznacza płonący kamień. Z kolei cmentarz wywodzi się z greckiego „złożyć do snu” – uśmiechnęłam się, czytając to. Czy to nie jest na swój sposób poruszające? Nie ma tam nic ze śmierci ani smutku, jedynie kojący sen. Przerzuciłam kilkadziesiąt stronic. Karnawał – to rzekomo połączenie włoskich słów carne i vale, oznaczających dosłownie mięso, żegnaj. Nie zauważyłam, gdy czarownica podsunęła mi kolejne księgi – spijałam każde zawarte w nich hasło. Angielska szczepionka – vaccine – bazuje na łacińskiej krowie (vacca), ponieważ w XVIII wieku odkryto, że przyjęcie antygenów ospy krowiej gwarantuje odporność na ospę prawdziwą! Rozbawił mnie rumuński żółw – broască țestoasă, opancerzona żaba. Wyobraziłam sobie zdezorientowanych Rumunów, którzy przy pierwszym spotkaniu gada podrapali się po głowach i stwierdzili, że coś im on przypomina. Następnie odkryłam pochodzenie japońskiego symbolu 休 oznaczającego odpoczynek – składa się z połączenia znaków człowiek i drzewo. Można sobie wyobrazić, jak dawno temu Japończycy uznali, iż definicją relaksu jest przesiadywanie w cieniu rozłożystych konarów. Natomiast Chińczycy wielokrotnie kierowali się praktycznością – Szanghaj oznacza “nad morzem”, a Pekin – “północna stolica” w odróżnieniu od Nankinu, stolicy południa. Po wielu godzinach przypomniałam sobie, gdzie jestem. Spojrzałam na gospodynię – przyglądała mi się uważnie, studiując oznaki mojej nowopowstałej fascynacji.- Zakochana? Istotnie znalazłam to, po co tu przyszłam. Pokochałam sposób, w jaki funkcjonują ludzie od setek lat, to, jak poznają swoje otoczenie, jakie podejmowali próby zrozumienia wszelkich zjawisk. Pokochałam prostotę ich podejścia oraz to, jak przez te wszystkie terminy przebija nasze człowieczeństwo, humor, doświadczenie życia. Pojęłam piękno zawarte w mentalnościach innych narodów i zapragnęłam nauczyć się wszystkich tych języków, by móc odkrywać kolejne opancerzone żaby.
Artykuł opublikowany w ramach konkursu pisarskiego „Język w biznesie i życiu”
Autor: Milena Hausman