Dobré jitro!
Przy powszechnej dostępności automatycznych narzędzi do tłumaczenia, takich jak translator lub chat, łatwo jest ulec pokusie wykorzystywania ich nie tylko w przypadku krótkich zdań, ale też całych długich tekstów. Przecież technologia poszła tak do przodu, że może już praktycznie zrobić wszystko, a skoro to na pierwszy rzut oka brzmi dobrze, to musi być dobre, prawda?
No właśnie nie do końca. Mimo że komputerowe translatory znacznie się rozwinęły, wciąż potrafią popełniać duże błędy, a także generować teksty, które po prostu źle brzmią i ciężko się je czyta. Nie możemy też liczyć, że prawidłowo przełożą ładunek emocjonalny czy chociażby poczucie humoru.
O 8 najczęstszych typach błędów występujących w tłumaczeniu maszynowym przeczytasz w artykule na naszej stronie. Należy do nich m.in. tłumaczenie lub zmiana nazw własnych – prof. Niedźwiedź może się więc nagle stać prof. Bearem, mimo że w rzeczywistości wszędzie będzie prof. Niedźwiedziem. 😉 Problemem mogą być też chociażby homonimy – możemy np. dowiedzieć się z tekstu przetłumaczonego z angielskiego na polski, że ktoś słucha kamienia (a nie muzyki rockowej) albo na liście języków do wyboru znaleźć „poleruj” zamiast „polski” – czy idiomy (np. angielskie as clear as day jako „jasne jak dzień”, a nie „jasne jak słońce”, włoskie araba fenice jako „arabski feniks, a nie „biały kruk”).
W przypadku niektórych tekstów rezultatem takich błędów będzie najwyżej śmieszność czy zawstydzenie, w innych może to doprowadzić do pogorszenia reputacji firmy i konieczności podjęcia kosztownych działań naprawczych (jak pisaliśmy w tekście o błędach w tłumaczeniach marketingowych, taka wpadka kosztowała firmę HSBC aż 10 milionów dolarów!). Najpoważniejsza sytuacja jest jednak przy treściach specjalistycznych, np. medycznych lub prawniczych. Tutaj może to już prowadzić do konsekwencji prawnych, a nawet narażenia czyjegoś zdrowia albo życia.
Rozwiązaniem w tej sytuacji jest poddanie automatycznego tłumaczenia korekcie nazywanej postedycją. Wykonuje ją profesjonalny lingwista, który zdanie po zdaniu sprawdza poprawność gramatyczną, logiczną i terminologiczną. Upewnia się też, że ton tekstu jest zgodny z oczekiwaniami klienta oraz że tekst po prostu dobrze się czyta i sprawia wrażenie, że przetłumaczył go człowiek, a nie maszyna.
Zazwyczaj dostępne są dwie opcje takiej korekty – postedycja podstawowa (takie poprawienie tekstu, żeby stał się on w pełni zrozumiały) i pełna (to ona sprawia, że tekst brzmi, jakby był przełożony przez człowieka).
W Skrivanku takie zlecenia stały się dla nas codziennością, o czym możesz się przekonać, przeglądając nasze case studies. Poradzimy sobie z każdym produktem tłumaczenia automatycznego, nawet bardzo niskiej jakości. Oczywiście skorzystanie z profesjonalnego oprogramowania do tłumaczeń (np. takiego, jakie oferujemy) znacznie przyspieszy korektę i obniży jej koszty.
Jeśli już mówimy o kosztach i długości pracy, to tak, tłumaczenie z postedycją pozwala znacząco je obniżyć. Gdy więc zależy Ci na tym, żeby cena była niższa, a tekst gotowy szybko, taka opcja może być dobrym rozwiązaniem (pamiętaj jednak, że teksty wysoce specjalistyczne lub kreatywne wciąż lepiej jest powierzyć człowiekowi).
Jeśli potrzebujesz takiej usługi, Skrivanek jest do Twojej dyspozycji. A jeśli sam spotkałeś się z zabawnymi czy nietypowymi sformułowaniami w swoich automatycznych tłumaczeniach, zachęcam, żebyś się tym ze mną podzielił – chętnie się dowiem! 😉
Buona giornata!
Agata